28 marca, 2024

Wieczna niedojrzałość. Kiedy? I dlaczego definiuje każdego narcyza?

Udostępnij:
Pin Share

Dzieci są narcystyczne. I to jest normalne. Dzieci dzielą rzeczywistość na dobro i zło, czarne albo białe. Z czasem, gdy dojrzewają, zaczynają dostrzegać odcienie szarości. Albo i nie.

Takie podejście dziecka, takie upraszczanie sobie świata i oddzielanie grubą kreską tego, co jest fajne i niefajne, z pewnością daje pewne korzyści. Pozwala szybciej się odnaleźć w otoczeniu, jakoś go ogarnąć. Poukładać sobie po swojemu jego elementy, stworzyć jakiś szablon. To jest taka baza. Baza startowa dla bezpieczeństwa. I niewątpliwie ma to jakiś związek z silną zależnością dziecka od rodziców, a w szczególności już od matki.

Z czasem jednak, jeśli dziecku pozwolić naturalnie się rozwijać, zaczyna ono dostrzegać, że istnieją jakieś elementy “pomiędzy”. Że coś jest dobre, ale… Że coś jest raczej złe, ale w konkretnych okolicznościach usprawiedliwione. Obserwuje zachowania innych ludzi, wchodzi do grupy rówieśników, zaczyna budować z nimi relacje, dostrzega względność coraz bardziej. Staje się coraz bardziej samodzielne. Otwiera się coraz bardziej na poznanie świata, zaspokaja swoją ciekawość, uczy się nowych rzeczy. Bierze pod uwagę wpływ różnych czynników na postrzeganie danego stanu. Potrafi na coś spojrzeć z różnych punktów widzenia.

Ale pod jednym warunkiem: że da mu się tą wolność, pozwoli na samodzielność. Pozwoli mu się patrzeć swoimi oczami.

Jeśli tego nie ma, to dziecko się nie rozwija. A więc jest zależne. Tak się dzieje w przemocowych rodzinach. Niedojrzały dorosły nadal postrzega świat jako czarno – biały, a ludzi dzieli na dobrych i złych, mierząc ich miarą występowania chociaż jednej wady. Jeśli taka wystąpi albo jeśli takie osoby nie dostarczają mu korzyści (można to porównać do dostarczania mu mleka, które warunkuje jego przeżycie we wczesnych stadiach rozwoju), to jest dla niego złym. Natomiast ten, kto jest dla niego zabawką i/albo dostarcza mu innych korzyści, ten jest dobry. Ale to też do czasu, bo wystarczy, że “zabawka” się “zepsuje”. Jeśli przy tym łapnie wzorce rodzica narcyza, a najlepiej obu: czyli typowe WUW (priorytetem, na którym opiera się funkcjonowanie jest Władza (kontrola), Uwaga i Wizerunek), to mamy nowego narcyza. Narcyz w środku jest pusty jak bęben. Nie ma własnej tożsamości. Nie ma kontaktu ze sobą. I nie chce go mieć. Bo jest to dla niego zagrożenie życia. Jest chłodny, wyrachowany, pozbawiony emocji. Jedynie, co może czuć, to lęk. I depresję. Bo poczucie pustki i brak uświadomienia własnej złości z powodu sytuacji, w której jest (nienaturalnej) oraz doznawane frustracje z powodu takiego stylu życia w kontaktach z innymi ludźmi oznacza depresję.

Zatem: kto nie będzie miał kontaktu ze sobą, ten nie dojrzeje nigdy.

Dlaczego tak się dzieje, że narcyz nie dojrzewa?

Naturalna, zdrowa więź międzypokoleniowa polega na tym, że każdy pozwala na rozwój swoich dzieci i liczy się z ich samodzielnością i tym, że kiedyś się wyprowadzą, założą własną rodzinę i to swojemu życiu i rodzinie będą poświęcać czas, a nie rodzicom. Ile jest takich rodziców, którzy tak myślą? Ilu było takich w przeszłości? Nie wiem. Ale wiem, że zbyt mało, skoro tak wielu z nas jest uwikłanych w toksyczne relacje z rodzicami i generalnie – teraz to mogę stwierdzić z pełnym przekonaniem – narcyzów jest w otoczeniu dość dużo. Za dużo.

W rodzinach i pokoleniach albo przynajmniej w pewnych odcinkach tego łańcucha pokoleniowego, które są dysfunkcyjne, jest chora więź. To jest właściwie iluzja więzi, to jest uwiązanie. W każdym razie nic naturalnego i zdrowego. Ponieważ jednostki w takich rodzinach są kształtowane na zależne, więc połączenie między nimi występuje, ale że są podporządkowane jednostkom wcześniejszym, więc nie ma progresu. Środek ciężkości skierowany jest w tył, nie w przód. Zatem energia życiowa jest również przekazywana do tyłu i blokowana (Raczej nie można w tym wypadku mówić o przepływie energii. Myślę, że bardziej adekwatnym określeniem jest tu wykorzystanie własnej energii na utrzymanie tego układu). Przedstawiłam to na poniższym prostym schemacie. Opis pod schematem.

Źródło: opracowanie własne za pomocą programu AutoDraw (polecam do prostych schematów)

Na schemacie przedstawiłam trzy bańki (na niebiesko): fałszywe self (ego narcystyczne: wyidealizowane wyobrażenie o sobie) trzech jednostkowych pokoleń – trzech narcyzów. Znaczna część ich przestrzeni wewnętrznej jest pusta. Bańki te są ze sobą połączone. Na wierzchu (z przodu, po prawej stronie) obszar otoczki jest większy i ta otoczka dominuje na zewnątrz w realnym świecie (narcystyczna fasada) – taki ukształtowany celowo przetrwalnik. Środek ciężkości – prawdziwe self (na czarno) – przesunięty jest w lewo, czyli do tyłu – w kierunku przeszłych pokoleń, w kierunku śmierci. Siły skierowane są do wewnątrz: na utrzymanie narcystycznego układu. Energia tracona jest bez sensu, bez celu, ale z nadzieją, że każdy narcyz w każdym pokoleniu się nakarmi. Ta nadzieja tworzy toksyczną więź. Nie nakarmi się. Bo każdy z nich jest pusty a z zewnątrz ograniczony (zablokowany) – to znaczy, że nie ma kontaktu z sobą (jest wolna przestrzeń, a jednocześnie nie przenikają czynniki zewnętrzne). Przestrzeń ta może być zapełniona z zewnątrz, zgodnie z kierunkiem przepływu energii życiowej (czerwona strzałka) jedynie wtedy, gdy narcyz wykorzysta kogoś bogatego wewnętrznie (ktoś dostarczy mu emocjonalnych korzyści). I będzie się nim karmił, dopóki ta osoba nie odejdzie od niego (co jest jej utrudniane przez narcyza. Przypomina to wchłonięcie przez amebę). To karmienie się inną osobą pozwoli mu jakość funkcjonować w świecie rzeczywistym.

Wyobraźmy sobie, że te łapki, za pomocą których narcyzi w pokoleniach łączą się ze sobą w jakiś sposób, to łapki wychodzące z tych baniek, ale nie przenikające przez te bańki. Zatem narcyz w realnym świecie może objąć tymi łapkami tylko swoją bańkę, a więc może mieć bezpośredni kontakt tylko ze swoim zaburzonym ego – ze swoim zewnętrzem, a nie z prawdziwym self znajdującym się wewnątrz niej. Jeśliby spłaszczyć mu to ego, to ma większe szanse na skontaktowanie się ze swoim prawdziwym self i nie prowadzenie trybu życia nastawionego na eksploatacje innych ludzi. Tak jednak się nie dzieje, nie kieruje się on swoim prawdziwym self w życiu realnym tu i teraz. Pierwsze skrzypce natomiast w nim odgrywa powłoka. Prawdziwe self natomiast jest bardziej znane wśród członków wcześniejszych pokoleń i tam wykorzystywane do manipulacji, a ta jest czymś, co ich wiąże ze sobą.

Osoby narcystyczne są więc głęboko osadzone w przeszłości. I trudno to zakorzenienie usunąć. Ich funkcjonowanie opiera się na połączeniu z przeszłości i o ile próbują się czasem połączyć z rzeczywistością, to jednak ciągle występuje u nich silna tendencja do powrotu do przeszłości (to przez brak umiejętności utrzymania zdrowych długotrwałych relacji z innymi osobami z zewnątrz). W rzeczywistości brak jest jednak silnej naturalnej więzi międzypokoleniowej, ale gorączkowo się tej toksycznej więzi trzymają. Nikt natomiast z nich nie jest w stanie zapewnić zdrowego przepływu energii, bo tam nie ma autentyzmu – nikt nie ma tam kontaktu z samym sobą. Jest zamknięty w swojej powłoce, więc nie zapewni też bezpośredniego połączenia ze sobą prawdziwym (prawdziwym self). Jest to blokada przepływu energii, całkowite odwrócenie od normalnego przebiegu życia, odwrotność rozwoju. Żadna z osób w tym łańcuchu nie jest dojrzała. Ma szansę osiągnąć dojrzałość, zrzucając swoją powłokę, czyli przestać grać kogoś, kim nie jest. Przekłuć bańkę. Wtedy dochodzi do otwarcia się na prawdę o sobie, o świecie i można się z nią zmierzyć. Być gotowym ponieść odpowiedzialność za siebie i swoje działania. Zaakceptować siebie takim, jakim się jest. Wtedy zmienia się bieg przepływu energii życiowej na właściwy.

Można to zrobić. Ale jeśli jest się zdolnym przekłuć swoją bańkę, połączyć się ze sobą, zyskać własną tożsamość i zacząć żyć i rozwijać się po swojemu, to oznacza, że nie jest się narcyzem.


Spodobał Ci się ten artykuł?


Udostępnij:
Pin Share

2 thoughts on “Wieczna niedojrzałość. Kiedy? I dlaczego definiuje każdego narcyza?

  1. Witam serdecznie, zaglądam na blog regularnie, pozwolił mi zrozumieć moje relacje z rodzicami. Faktycznie moi rodzice są niedojrzali emocjonalnie mimo, że mają ok 70 lat. Jak mieli lat 30, 40zachowywali się podobnie. Nie utrzymuję kontaktu z rodzicami, oni sami go zerwali a ja nie mam już siły się płaszczyć. Moi rodzice traktowali dzieci a mnie jako córkę jako szczególny ciężar finansowy, zawsze się wkurzali jak ich odwiedzałam, dogryzali mi, kpili czasem nie miałam już zwyczajnie siły się dochodzić. Myślę też, że uważają siebie za wspaniałych to ja jestem tą zła i nigdy nie pomogły żadne rozmowy tak jak to radzą niektórzy psychologowie. Zawsze się czułam tak jakbym mogła liczyć tylko na siebie, mam też coś takiego że nie potrafię nikogo odwiedzić bo podświadomie myślę że swoją wizytą sprawię klopot komuś. Ojciec tupał na mnie nogą i wywalał język jak wychodziłam do pokoju telewizyjnego, nie robił tego za każdym razem , a matka udawała że nie widzi i się głupio śmiała, cały czas przypominają mi się jakieś chore sytuacje z przeszłości których wcześniej nie chciałam pamiętać, muszę je chyba z siebie wyrzucić. Pozdrawiam

    1. Nie, nie wyrzucić. Zaakceptować to, że się wydarzyły i wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość. Wtedy nie będą się te wspomnienia tak już uaktywniać, oddziaływać i męczyć. One się uaktywniają wtedy, gdy nie są przerobione i zaakceptowane. Uwaga: zaakceptować, to nie znaczy tolerować! Nie mamy żadnego obowiązku utrzymywać kontaktu z toksycznymi rodzicami. Tak jak nie mamy obowiązku utrzymywać kontaktu z jakimkolwiek toksycznym, przemocowym człowiekiem. Przemocowi rodzice wykorzystują tą swoją pozycję, że są rodzicami, że są starsi. Bo niczego innego sobą nie prezentują. Życzę wszystkiego dobrego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.