19 kwietnia, 2024

Wewnętrzny krzyk. Co dalej?

Udostępnij:
Pin Share

Kontynuacja wpisu na temat wewnętrznego krzyku: Czy Ciebie też budzi rano Twój wewnętrzny krzyk? Wtedy było źle. Ale przynajmniej wartościowe doświadczenie. A teraz? – Teraz też wartościowe doświadczenie. Ale krzyk ten już mnie nie męczy. Dlaczego i jak? Jeśli Ciebie dotyczy ten problem i jest Twoją dodatkową zmorą, to poczytaj.

Kiedy minął mi wewnętrzny krzyk? Kiedy przestałam doświadczać jakichkolwiek napadów lęku? Kiedy przestały męczyć mnie sny z udziałem osób, od których chciałam się uwolnić? Kiedy polepszyła się wyraźnie moja koncentracja, stałam się odporna na stresy i osiągnęłam spokój, mimo wszystko, na falach oceanu, mogąc zachować równowagę i skoncentrować się na tu i teraz?

Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie teraz, już przez pryzmat doświadczenia, przyznać, że każdy lęk i stres (nerwica lękowa) bierze się z kilku przyczyn:

  1. z powodu ciągłego myślenia o przyszłości jako czegoś nieznanego, na co nie ma się wpływu. Im bardziej koncentrujesz się na tym co będzie, tym większy lęk i stres
  2. z zatrzymania się w przeszłości i związanych z tym złości i żalu wynikających z tego, że chcesz, aby ta przeszłość była inna, a nie możesz jej zmienić
  3. z poczucia niskiej wartości i niewiary w siebie, braku zaufania do siebie – z powodu długotrwałej emocjonalnej eksploatacji i życia na emocjonalnej huśtawce w warunkach długotrwałego wychowywania się w środowisku narcystycznym i borderline’owym, a także histrionicznym
  4. nagminnego poczucia winy z powodu doznawanej przemocy – w szczególności w rodzinie pochodzenia (później jest to pogłębiane w wyniku relacji z toksycznymi ludźmi, których spotyka się na swojej drodze)
  5. permanentnego stresu, często nawet nieuświadomego – w wyniku długotrwałego funkcjonowania w warunkach zastraszania i nieprzewidywalności.

Znajome?

Mało?

A zapewne można by było przytoczyć jeszcze więcej przykładów przyczyn.

Zatem nie ma się co dziwić, że czujesz się dręczony i szarpany, że aż chce Ci się krzyczeć.

Kiedy przestał mnie męczyć wewnętrzny krzyk, męczące sny itp.?

Nie minęło to tak od razu, ale z czasem przestało to być uciążliwe. Czasem pojawiają się większe emocje, gdy mam np. dużo do zrobienia na raz. Uważam jednak takie sytuacje za normalne, przydarzające się każdemu i jeśli nie przejmują kontroli, potrafimy się z nich dość szybko otrząsnąć i generalnie nie zdarzają się często, to jest wszystko okej.

Przechodząc do rzeczy, minęło mi po:

  • zerwaniu kontaktu z rodzicami i całą moją toksyczną rodziną – kiedy przestałam już mieć poczucie winy i przestałam skupiać się na tym, co ludzie powiedzą. Kiedy też wyzbyłam się przekonania, że nie śmiem ich opuszczać, bo jestem jedyną deską ratunku, która może ich ocalić i która wręcz powinna się nimi zająć bez względu na wszystko. Bez względu na osobiste koszty, jakie ponoszę. Kto chce, może mnie nazwać zimną suką. Teraz już wisi mi to.
  • ograniczeniu kontaktu z moim ex, z którym mam dziecko – ograniczyłam kontakt tylko do kontaktu niezbędnego do tego, aby jemu udostępnić kontakt z córką. Jest to sporadycznie. On i tak nie korzysta ze wszystkich okazji. (A takiego troskliwego i pokrzywdzonego tatusia zgrywał w sądzie). Zachowuję się i mówię: chłodno, konkretnie, stanowczo, krótko, bez wchodzenia w jakiekolwiek dyskusje, zachowując obojętność na jakieś jego z pozoru niewinne prowokacje i/albo nazywając właśnie na głos po imieniu te jego zagrywki i dając mu do zrozumienia, że mam jeszcze na to świadków
  • niepodtrzymywaniu jakichkolwiek relacji z rodziną exa – ani razu nie skontaktowali się ze mną, gdy dowiedzieli się, że doświadczam z jego strony przemocy. Cisza w eterze. Jakbym nie istniała. (“Bo to zła kobieta była”). A ja nie widzę takiej potrzeby. Wcześniej mamusia z tatusiem uskuteczniali testowanie mojej cierpliwości, przekraczania granic i wypompowywania ze mnie energii za przyzwoleniem synusia. Jakże mógł nie pozwolić zadowalać się w ten sposób swoim rodzicom? – Toż to jest bycie niegrzecznym. Jest takie powiedzenie krążące po “internetach”: “Najlepiej jest, gdy fałszywi ludzie przestają z Tobą rozmawiać. To tak jakby śmieci same się wyniosły”. Brutalne, ale szczere i prawdziwe.
  • odsianiu ze swojego otoczenia wszelkich toksyków. I tu kojarzę takie powiedzenie, które ma swoją przydatność, jeśli masz (a ja miałam) wątpliwości, czy aby nie za dużo jest tych ludzi, których uważasz, za toksycznych i czy aby z tobą jest wszystko okej: “Zanim zdiagnozujesz u siebie depresję albo niską samoocenę, sprawdź najpierw czy aby nie otaczasz się dupkami”. Też prawdziwe, jak się okazuje po samopoczuciu. Jak ręką odjął.
  • pozostaniu w mojej pracy, w której nie jestem narażona na bezpośredni kontakt z różnej maści toksykami, narcyzami, pustymi, zepsutymi do szpiku kości i zawistnymi osobami. Pracuję głównie online, co nie oznacza, że jestem niemową. Wręcz przeciwnie. Lubię gadać. Ale też nie zawsze. Mam elastyczne godziny pracy. Sama je sobie ustalam, ważne żeby było na czas. I każdemu taką pracę polecam. Zawsze chciałam taką mieć i mam. Choć słyszałam już kpiące komentarze, w tym od mojego exa, a nawet sędziny, która zatwierdzała alimenty na moje dziecko: “co to za praca?? Do pracy, to trzeba chodzić” (jakby to miało jakikolwiek związek z wysokością zarobionych pieniędzy i że niby w kapciach nie można pracować). – Ale to inna, skostniała mentalność. Trudno. Ich sprawa. Też już mi to wisi. Choć na początku zaciskałam mocno szczękę i robiło mi się goręcej.
  • spotkaniu i utrzymywaniu relacji z osobami, z którymi zawsze mogę się skontaktować i fajnie z nimi spędzać czas, w tym razem z naszymi dziećmi. Obejmuje to też normalnego (nowego) partnera życiowego (partnerkę) – z którymi można nieraz godzinami gadać lub ich słuchać i tematy się nieraz nie kończą. Relacja polega na wymianie, równowadze. Są bogaci w doświadczenia i uzupełniamy się. Mogą być między nami konflikty i czasem fochy, możemy dyskutować i się ze sobą nie zgadzać, wkurzać się na siebie i się obrażać, ale to nas wzbogaca i rozwija, wzmacnia, możemy być w swojej obecności sobą, te konflikty nie przesłaniają nam naszego świata i jednocześnie mamy swój świat, nie zmuszamy się do tej relacji, każdy z nas może z niej odejść. Ale uwaga! – tych osób na siłę się nie szuka. To kwestia czasu, ale jednocześnie otwarcia się na komunikację, jednak bez przesadyzmu.
  • skoncentrowaniu się na spędzaniu ze swoim dzieckiem czasu jak najciekawiej, w możliwe najbardziej wartościowy sposób. Jednocześnie zdając sobie sprawę, że nuda też jest czasem potrzebna, a nie do końca zdrowe rzeczy też można czasem robić (np. zjadać chrupki orzechowe o godzinie 20:00 albo snuć opowieści o kupie)
  • skoncentrowaniu się na własnych sprawach, które są dla mnie ważne. Z przyziemnych, podstawowych i najbardziej prymitywnych: w pierwszej kolejności zarabianie pieniędzy na utrzymanie mieszkania (i związanych z tym opłat) i na żywność. Potem reszta rzeczy, na które przydałoby się zarobić. Okazuje się potem, że część z tej reszty jest zbędna albo można to zrobić własnym sumptem z rzeczy, które są pod ręką. I nigdy nie pozostawaj bez grosza, ale zawsze z poczuciem zapasu, poduszki finansowej (to nie muszą być duże kwoty, ale ważne, że masz świadomość, że nie szurasz po dnie. A żeby tak nie było, to po prostu wydawaj mniej, nie magazynuj dużej ilości jedzenia, szukaj tańszych odpowiedników, rób każdorazowo listy zakupów). Nie pożyczaj, a jak już musisz, to od znajomych. Nie z banku, a już na pewno nie chwilówki w parabankach. Oszczędzaj. Powiadam Ci: unikaj pożyczania, ale możesz prosić o pomoc. Działając w taki sposób, wykorzystuje się własną kreatywność. Jest się aktywnym. Ma się poczucie sprawstwa. Zapewnia się podstawy i ramy dla swojego dobrego samopoczucia i dobrego samopoczucia swojego dziecka. Masz przestrzeń do rozwoju skrzydeł. Twoje dziecko też.

I tak pozbyłam się tego tłukącego się w moich piersiach dzikiego drapiącego i dziobiącego ptaszyska. Trzeba po prostu cierpliwości i działania. Jeśli będziesz działał w kierunku uwalniania się od toksycznych wpływów i obserwował ten proces, będziesz też każdorazowo wyciągał wnioski z tych obserwacji i wykorzystywał do dalszego procesu pokonywania trudności i korzystania z życia po swojemu. Końcowy efekt osiągniesz z czasem. Będziesz mógł głęboko zaczerpnąć powietrza nie tylko rano, nie tylko w nocy, ale w ciągu dnia będziesz mógł czuć się kompletny i dotleniony. Swój krzyk będziesz mógł przekuć na coś wartościowego również w procesie swojego własnego rozwoju, który nigdy nie powinien się kończyć.


Spodobał Ci się ten artykuł?


Udostępnij:
Pin Share

8 thoughts on “Wewnętrzny krzyk. Co dalej?

  1. Witam serdecznie,

    Jest dokładnie tak jak Pani napisała, znów jakbym czytała o sobie. Mnie jeszcze trochę męczy mój krzyk, koszmary, lęk. Jest on jednej dużo mniejszy niż rok temu… Ja już to zaakceptowałam i z tym nie walczę. Po prostu zrozumiałam, że jest to proces, który musi potrwać i przez który muszę przejść. Nie da się wygumować czegoś w kilka miesięcy jeśli trwało to ponad 30 lat…
    To wszystko faktycznie się zmniejsza z czasem, a także kiedy przyglądamy się sobie i zdajemy sobie sprawę w jakim układzie byliśmy. Mnie bardzo pomogło zrozumienie tematu i “przerobienie dzieciństwa”. Było i jest to ciężkie, ale tak jak pisałam jest to lepsze niż tkwienie w tym… Warte jest to ceny, którą jest wolność. Tak jak wspominałam mam jeszcze słabsze dni, dużo o tym myślę… Ale wiem, w którą stronę idę i juz to mnie tak nie przeraża.

    Wyeliminowałam z życia wszystkich toksyków i jakoś nikt się mnie nie czepia, nikt nie ma pretensji a mam kilku przyjaciół od wielu lat i swoją rodzinę, więc myślę, że gdyby było ze mną coś nie tak nie umiałabym utrzymać długich, szczerych relacji.
    Dałam jeszcze szansę siostrze, ale widzę, że na dłuższą metę to raczej nie wyjdzie.. Ale nie przejmuję się już tym. Nie jestem za nikogo odpowiedzialna tylko za siebie i moją Rodzinę.

    Jestem i będę zawsze ogromnie wdzięczna za pomoc, którą tutaj otrzymałam. Faktycznie, urodziłam się na nowo 🙂

    Pozdrawiam ciepło 🙂

  2. Witam serdecznie!

    Zdarzają mnie sie jeszcze gorsze dni, często myślę o mojej matce. Gorsze dni są wtedy gdy jest mi jej żal..Żal mi, że ona tego nie rozumie, że nie potrafi sobie pomóc, że nigdy nie będzie szczęśliwa.. Ale wiem, że powrót do tej relacji jest już niemożliwy. Ja już za dużo zrozumiałam i nie zniosłabym więcej żadnych upokorzeń. Nie pozwolę aby znów mnie tak traktowano. Gdy jest mi tak źle przychodzę tutaj i wracam na właściwy tor. Słyszę jeszcze mój krzyk i mam jeszcze koszmary (choć dziś mi się śniła, że płakała i ze chce się zmienić). Nie jest to wszystko łatwe, ale zrozumiałam, że jest to proces, który musi potrwać…

    Dziękuję za tego bloga, za maile. Zawsze będę pamiętała o pomocy jaka uzyskałam 🙂

    Pozdrawiam 🙂

    1. Rozumiem, że to dla Pani trudne, Pani Justyno. Dla mnie też było. Jest Pani obecnie w czasie żałoby, czyli świadomego procesu uwalniania się. To wymaga czasu i nieraz zdarzają się gorsze dni. Ale to jest oczyszczające i rozwijające. To podejście do swoich rodziców, do matki może być teraz w końcu zdrowe. Bardzo się cieszę, że moje doświadczenia i moja praca może być dla Pani wsparciem w drodze dojścia do siebie samej. Zawsze może Pani do mnie napisać. Pozdrawiam serdecznie.

    2. Kurczę chyba wcześniejszy komentarz który pisałam teraz się załadował i napisałam drugi raz… Przepraszam za dubla 🙂

  3. Wszystko sie w artykule zgadza i mam wielka nadzieje, ze kiedys bede mogla w koncu zyc w spokoju i miec prawo do szczescia. …. Niestety moja rodzina dalej mnie przesladuje i to do tego stopnia, ze nawet po wyraznym okresleniu, ze sie z nimi kontaktowac nie chce kontaktuje sie z policja i probuje zglosic moje zaginiecie… zeby wymusic najprawdopodobnie kontakt i jak zwykle mnie zmanipulowac. Mam juz na prawde tej calej sytuacji dosc. Czy ktos z was czytelnikow wie moze jak moge ta relacje uregulowac prawnie? Obecnie jestem juz po kontackie z policja i wyjasnieniu, ze mam sie dobrze i ze oczywiscie nie jestem osoba zaginiona i nie kontaktuje sie z wlasnej nie przymuszonej woli …. Przebywam obecnie za granica, wiec co moge jeszcze zrobic ktos wie??? Z gory przepraszam jesli”spamuje”, ale juz na prawde nie daje rady….

  4. Fajny blog,dla mnie ,na czasie…Zapisałam to ,co udało mi się wyłuskać z tekstòw zamieszczonych przez Panią,w kajecie i będę do niego zaglądać.Mam prawie 70 lat i prawie 40- letnią còrkę,ktòra była trudnym dzieckiem i dzisiaj jest osobą dla ktòrej nie znaczę zbyt wiele…Przez telefon jakoś funkcjonujemy,ale jak jesteśmy razem,czuję się źle w jej towarzystwie.Jest impulsywna,nietaktowna,lekceważąca i krytyczna.Bardzo często mòwi ,że byłam złą matką i ją źle traktowałam,a wiele epizodòw z naszego wspòlnego życia zupełnie inaczej ocenia,jakby miała inny punkt widzenia i to tak odmienny,że ewidentne sprawy mają dla niej inną interpretację.Trafiłam na Pani bloga,bo od 10 lat odwiedzam ją (nie mieszka w Polsce) i za każdym razem wyjeżdżam chora …Przez wiele lat zostawiałam zapiski w formke listòw,bo żadne rozmowy z nią nie są możliwe,ale nigdy ich nie przeczytała…ja już niczego nie oczekuję,chcę przerwać ten chory krąg kontaktòw.W Pani blogu znalazłam WSZYSTKO,co powoduje,że nasze relacje są takie,a nie inne i zrozumiałam,że już nic nie jestem w stanie uczynić,aby je poprawić.Nie moge czuć się źle z najbliższą mi osobą.Nie mogę czuć się oskarźana,osaczana,kierowana,poniżana ,bez prawa ròwnostanowienia,bez prawa bycia partnerem w rozmowach,ktòrych i tak nie da się przeprowadzać,bo najważniejszy jest monolog,a moja chęć zabrania głosu kwitowana jest wielokrotnym mapomnieniem:”mamo,ja mòwię…”Dzięki Pani blogowi uświadomiłam sobie,że koło toksyczności się zamyka i jedyna możliwość uzdrowienia własnej duszy,to przerwanie tego chorego kręgu.Dziękuję

    1. Bardzo się cieszę, że spodobał się Pani blog. Przyznam, że kilka dni się zastanawiałam, co Pani odpisać. Bo tak, z jednej strony Pani pisze o jego użyteczności, ale z drugiej strony Pani z tego nie korzysta. Być może nie jest on jeszcze taki użyteczny, jak bym chciała, a być może nie znalazła Pani jeszcze wszystkich użytecznych w Pani sytuacji treści. Ten blog, jak zdążyła Pani zauważyć, dotyczy uwalniania się z toksycznych związków: z rodzicami, z partnerami i ze współpracownikami. Ale nie dotyczy uwalniania się od własnych dzieci. Zachowanie Pani córki na pewno nie wzięło się znikąd, są jakieś głębsze przyczyny, mające swe źródło w dzieciństwie. Ja tego nie wiem, bo o tym Pani nie napisała. A jeśli Pani też tego nie wie, to proszę jeszcze trochę “pochodzić” po moim blogu. Być może jednak znajdzie Pani coś, co pomoże Pani się tego dowiedzieć. No chyba że Pani nie znajdzie, to proszę do mnie napisać, że Pani nie znalazła. Coś się wtedy wymyśli. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.